Prolog

Christelle przechadzała się wąskimi ścieżkami cmentarnymi, zadowolona, że miejsce, do którego tak lubiła wracać, było o tej porze całkowicie opustoszałe. Naprawdę potrzebowała tego momentu ciszy i spokoju, by ułożyć sobie wszystko w głowie i być gotową na ponowne zmierzenie się ze światem. Jej długie, czarne włosy powiewały na łagodnym wietrze wraz z nieodłącznym, szmaragdowym szalem. Nie spieszyła się. Nie dzisiaj. Wystawiła twarz do ostatnich, choć wciąż ciepłych promieni jesiennego słońca i podążyła wzrokiem po otaczającym ją krajobrazie. Rozległa połać zieleni usłana była drobnymi, szarymi nagrobkami i gdzieniegdzie poprzecinana utworzonymi przez ludzkie stopy dróżkami. Nie był to jeden z tych bardzo przygnębiających widoków kojarzonych z miejscami pochówku. Szczególnie w świetle zachodzącego słońca przestrzeń wydawała się ciepła i kojarzyła się Christelle z wakacjami dzieciństwa, spędzonymi na farmie u dziadków. Może właśnie dlatego tak często tu wracała?
Z lekkim uśmiechem na ustach i melancholią w sercu, dziewczyna kierowała się do swego ulubionego miejsca przesiadywań. Jedynego, o którym jeszcze nie zdążyli się dowiedzieć. A przynajmniej taką miała nadzieję. Skręciła w jedną z bocznych, nieczęsto uczęszczanych ścieżek. Trawa była tu ledwie udeptana, nagrobki po obu stronach brudne i zaniedbane, a epitafia ledwo widoczne.
Starając się nie zwracać uwagi na ten dość przygnębiający widok, Christelle doszła do końca ścieżki, gdzie pomiędzy kilkoma niewysokimi drzewami stała w cieniu ławka. Dziewczyna powolnym krokiem przeszła pod łagodnym łukiem, jaki tworzyły gałęzie. Jedną rękę przezornie wyciągając przed siebie. Aż za dobrze pamiętała jak przy jej ostatniej wizycie wkroczyła wprost w rozłożystą, lepką pajęczynę rozciągniętą pomiędzy nienaruszanymi gałęziami drzew. Gdy z satysfakcją upewniła się, że żaden pająk nie pozostawił tu swojej pułapki, zbliżyła się do drewnianej ławki i opadła na nią ciężko. Po chwili podkuliła nogi, obejmując je ramionami i brodę opierając na kolanie, a wzrok wbiła w dziko rosnące kwiaty nieopodal grobu niejakiego Adriena Moreau. Ostatnie promienie słońca, zalewające całą zieloną przestrzeń nadal grzały mocno, jednak brunetka siedząca w cieniu wcale tego nie odczuwała. Ukryta przez naturę, w spokoju mogła pogrążyć się w rozmyślaniach, mając nadzieję, że nikt jej tu nie przeszkodzi.
Myślała o tym, co było: o serii nieprzewidzianych wydarzeń, które doprowadziły do sytuacji, w której się właśnie znajdowała. Myślała o tym, co jest: o ludziach, których zawiodła, których zdradziła i o tych, którzy zdradzili ją. O tych, którzy pragnęli ją znaleźć dla wielu bardzo od siebie odmiennych powodów i sama nie mogła zadecydować, co by wolała? Wpaść w ręce tych, którzy pragnęli zemsty, tych którzy chcieli wykorzystać ją do własnych celów, czy tych, którzy pragnęli jej bezpieczeństwa i potencjalnej współpracy? No bo, tak naprawdę, nie była pewna które intencje były szczere, a które czysto egoistyczne. Myślała też o tym, co będzie: o niepewnej przyszłości, która zmieniała się za każdym razem, gdy popełniła błąd lub zaufała nie tym ludziom, którym powinna... Każdy krok popychał za sobą konsekwencje, których nie potrafiła przewidzieć. I, o ironio, jedynie sam Król Piekieł wydawał się być z nią całkowicie szczery.
Jej ponure myśli zakłócił w końcu przytłumiony odgłos kroków. Uniosła głowę i nasłuchiwała. Ciche, równomierne stąpanie na ścieżce z ubitej trawy, było coraz wyraźniejsze. Wiedziała, że to po nią idą. Nikt tu nigdy nie przychodził więc to musiało znaczyć, że nareszcie ją znaleźli. Rozluźniła się nieco, wiedząc aż za dobrze, że ucieczka na nic się nie zda, a w końcu w zacienionym zakątku ukazała się postać. Mężczyzna, którego po raz pierwszy poznała prawie dokładnie rok temu i którego ani razu nie widziała ubranego w coś innego niż garnitur. Tym razem nie było inaczej. Spojrzała mu przelotnie w twarz, by tylko na moment, swoim zwyczajem, zmierzyć go wzrokiem. Miał na sobie swój nieodłączny, dwuczęściowy i idealnie dopasowany, czarny garnitur. Jego krótkie, choć gęste, czarne włosy były mokre od potu, szczególnie przy skórze na skroniach. Nic dziwnego, skoro uparł się na ten ubiór w taki upał.
Ku ogromnemu zdziwieniu nastolatki, zamiast wściekłości lub przynajmniej bezsilnej frustracji, na jego twarzy ujrzała jedynie głęboką ulgę. Uśmiechnął się do niej łagodnie i przysiadł obok. Dziewczyna nie odwzajemniła uśmiechu, ani nie obróciła się, by na niego spojrzeć. Postanowiła chwilowo go zignorować i ostentacyjnie zasugerować, że nie ma ochoty na pogaduszki. Mężczyzna przyjął tę postawę ze stoickim spokojem. Milczał, tak jak ona i z zaciekawieniem rozglądał się wokół.
- No więc...? – Brunetka odezwała się w końcu, widocznie zniecierpliwiona milczeniem towarzysza. – Kiedy? – rzuciła ostro.
- Kiedy co? – spytał siedzący obok, z uprzejmym zainteresowaniem.
- Nie wkurzaj mnie, Henry – dziewczyna odwarknęła nieco ciszej i spuściła nogi w dół. Mężczyzna westchnął ciężko.
- Nie powinnaś była uciekać, Christelle – powiedział, pocierając ze zmęczeniem czoło. Na jego przystojnej twarzy pojawiły się zmarszczki. Te świadczące o zmartwieniu; ostatnio zbyt często go nawiedzały. Dziewczyna wzruszyła ramionami, pozornie nieprzejęta. Wciąż czekała na odpowiedź na zadane wcześniej pytanie. – Dziś wieczorem – powiedział Henry po chwili ciszy.
- Świetnie. A na jak długo? – Mężczyzna chwilę nie odpowiadał i zamiast tego przyjrzał się z fascynacją swoim dłoniom.
- Wiesz... to chyba też zależy od ciebie – odparł, a w jego głosie można było wychwycić nutkę rozbawienia. Zerknął szybko na Christelle, która wciąż wpatrywała się przed siebie. – Kim był ten Adrien? – spytał, zręcznie zmieniając temat i swoją uwagę przenosząc na stary nagrobek. Wyraźnie nie przejmował się tym, że pytanie o zmarłą osobę może nie być najlepszym sposobem na ratowanie i tak podupadającej konwersacji. – Ktoś z twojej rodziny? Nie... przecież przeglądałem twoje drzewo genealogiczne. Żadnego Moreau tam nie było... - Nie czekał na odpowiedź, a nawet zdążył już jedną opcję odrzucić. Bardzo w jego stylu. – To może przyjaciel? Znajomy? – wypytywał dalej, nie zniechęcony brakiem odzewu ze strony dziewczyny. Ta uśmiechnęła się ledwo zauważalnie. Wiedziała, że skoro Henry mówi, że nie miała krewnego o tym nazwisku, to tak rzeczywiście było. Mogła się założyć, że zna lepiej od niej imiona wszystkich jej kuzynów, a nawet panieńskie nazwisko praprababki. W końcu był jednym z najlepszych.
- Nie mam pojęcia, kim był. Nie znałam go – powiedziała spokojnie, a mężczyzna zmarszczył brwi.
- Wiesz, to nic wielkiego. Nie mam zamiaru wykorzystywać tej wiedzy przeciwko tobie. – Przewrócił oczami. – Możesz mi...
- Przecież mówię, że go nie znałam! – Brunetka przerwała mu niecierpliwie. – Spójrz na datę śmierci, geniuszu – dodała, z satysfakcją notując, że udało jej się wyprowadzić Henry'ego z równowagi. I rzeczywiście, mężczyzna zmieszał się i przyjrzał wyblakłej dacie na płycie nagrobka. Kimkolwiek był Adrien Moreau zmarł wiele lat przed narodzinami Christelle, co oznaczało, że rzeczywiście nie miała prawa go znać.
- Więc dlaczego zawsze tu wracasz? - spytał, ponownie popisując się szeroką wiedzą na temat jej nawyków. Skąd mógł wiedzieć, że gdy tylko działo się coś, nad czym nie miała kontroli, coś okropnego lub niespodziewanego, zawsze uciekała do tego jednego miejsca mimo tego, że w tym spokojnym miasteczku ze starym cmentarzem nie mieszkała już od wielu lat.
- Bo nikt mi tu nie przeszkadza - odparła szeptem, a po chwili ciszy Henry podniósł się z miejsca i stanął przed dziewczyną.
- Obawiam się, że czasy, kiedy mogłaś sobie pozwolić na samotne rozmyślania już dawno minęły - powiedział dobitnie, rozluźniając nieco swój krawat.
- Wiem o tym - odparła chłodno Christelle.
- Naprawdę? Bo wydaje mi się, że już zapomniałaś o tym, dlaczego znalazłaś się w tej sytuacji - stwierdził, a głos wyraźnie mu stwardniał. Brzmiał teraz jak rodzic rozczarowany zachowaniem swojego dziecka, co Christelle prawie rozbawiło. Prawie. - Chodź. Chciałbym być na miejscu przed świtem - dodał po chwili nieco łagodniej. Dziewczyna wstała bez słowa i wyszła spomiędzy cieni swojego dotychczasowego azylu. Uśmiech rozbawienia w końcu na moment wpłynął na jej usta.
- Jak tu wszedłeś? - spytała po kilku metrach cichej wędrówki w dół wzgórza cmentarnego. - Jest przecież zamknięta – powiedziała, wskazując na żelazną bramę zamykającą co wieczór cmentarz.
- Pewnie tym samym sposobem, co ty - odparł Henry zdawkowo. Brunetka zmierzyła go wzrokiem.
- Czyli górą? - Wyraźnie bawiła ją wizja eleganckiego mężczyzny wspinającego się po murze, by dostać się na zamknięty obiekt publiczny.
- Owszem - potwierdził jej słowa, równomiernym krokiem zmierzając ku wyjściu. Zanim znaleźli się przed bramą, po jej drugiej stronie, tuż przed kratami pojawiła się sylwetka innego mężczyzny. Christelle jęknęła.
- A ten co tu robi? - mruknęła pod nosem, co nowo przybyły z łatwością usłyszał.
- Też się cieszę, że znowu cię widzę, Elle - powiedział, uśmiechając się sardonicznie. - Mam klucz - dodał, zwracając się do Henry'ego, który na jego słowa przewrócił oczami.
- Wcześniej się nie dało? - spytał, podchodząc bliżej i czekając aż jego partner otworzy bramę.
- Dało się, ale nie mogłem przegapić momentu, jak wspinałeś się po murze, prawie rozrywając sobie po drodze spodnie. Bezcenny widok - powiedział i, gdy usłyszeli szczęk zamka, rozchylił skrzydło bramy. Henry popchnął łagodnie Christelle, bo nie okazała najmniejszych chęci na wyjście na przeciw drugiemu mężczyźnie. Ten wyszczerzył się i otworzył przed nią drzwi zaparkowanego nieopodal samochodu. Dziewczyna chcąc, nie chcąc wsiadła do środka, a Henry z towarzyszem zrobili to samo.
- Zapnij pas, Elle.
- Goń się, Hunt- warknęła brunetka, ale widząc wzrok Henry'ego we wstecznym lusterku, zapięła pas. Hunt roześmiał się w głos.
- Oj, prosiłem, żebyś mówiła mi po imieniu, Elle - powiedział, odwracając się w jej stronę, podczas gdy Henry włączył silnik.
- A ja prosiłam, żebyś tak do mnie nie mówił - powiedziała Christelle przez zaciśnięte zęby. Ten człowiek wybitnie ją irytował.
- Jak? Elle? Ale to przecież takie urocze zdrobnienie... nie uważasz, Takahashi? - spytał kierowcę. Henry nie odpowiedział, aż za dobrze przyzwyczajony do wiecznych dogadywań tej dwójki i zamiast tego skupił się na czekającej ich drodze.
Podróż minęła w napiętej atmosferze, ale na szczęście była krótka. Te kilka minut wystarczyły jednak, by słońce zdążyło skryć się za horyzontem. Budynek, przed którym się zatrzymali wyglądał na opuszczony: w oknach nie paliły się światła, a kawałek ziemi przed drzwiami frontowymi, służący za mini ogródek, był zaniedbany i obrośnięty chwastami. Mimo tego, wysiadająca z samochodu brunetka uśmiechnęła się na jego widok.
- Ile potrzebujesz czasu? - spytał Henry, razem z dziewczyną idąc w kierunku drzwi frontowych.
- Niedużo. Nie zdążyłam się jeszcze do porządku rozpakować. Daj mi dziesięć minut i będę gotowa - odpowiedziała, wchodząc do środka. Mężczyzna zaakceptował jej słowa skinieniem głowy, ale raczej nie zamierzał zostawiać jej samej. Zdziwił go natomiast fakt, że drzwi nie były zamknięte na klucz. Chciał zapytać o to Christelle, ale ta już pobiegła schodami na piętro, zapewne do swojej sypialni.
Henry poświęcił chwilę czasu, by rozejrzeć się po dolnej kondygnacji mieszkania (meble pokrywały białe połacie materiału chroniące je przed zniszczeniem), a gdy z satysfakcją stwierdził, że nie ma tu tylnych drzwi, potencjalnej drogi ucieczki, również ruszył na górę. Zastał Christelle wrzucającą jakieś drobiazgi do podręcznego plecaka. Duża walizka już stała zamknięta obok łóżka, które, notabene, wyglądało jakby nikt go od dawna nie używał.
- Gotowa! - Christelle oświadczyła chwilę później, a Henry złapał za rączkę walizki i, puszczając dziewczynę przodem, ruszył na dół, w stronę zaparkowanego auta. Hunt powitał ich szerokim uśmiechem i otwarł bagażnik.
- No to w drogę! - powiedział z entuzjazmem, a nastolatka skomentowała jego wypowiedź głośnym trzaśnięciem drzwiami samochodu.
- Powinniśmy być na miejscu w ciągu trzech godzin - poinformował wszystkich Henry, odpalając silnik. Christelle westchnęła ze zrezygnowaniem i rozsiadła się wygodniej. Oparła głowę o szybę, starając się ignorować wesoły potok słów Hunta, co niestety okazało się niemożliwe. Zaczęła się zastanawiać, gdzie włożyła swój ipod.
- Jesteś pewna? - Usłyszała pytanie wyraźnie skierowane do niej, jednak udała, że go nie słyszy. - Elle? - Zdaje się, że odtwarzacz był w zewnętrznej kieszeni plecaka... Postanowiła to sprawdzić. - Elle! - Z triumfem wymalowanym na twarzy wydobyła pożądany przedmiot i, nie mogąc dłużej udawać, że nie słyszy, spojrzała na osobę siedzącą na miejscu pasażera. Hunt spoglądał na nią odwrócony w fotelu na tyle, na ile pozwalały mu na to pasy bezpieczeństwa. Dziewczyna szczerze życzyła mu, żeby go oplotły i udusiły. Oddała spojrzenie, jednak jej wyrażało jedynie łagodne zainteresowanie. - Ach... przepraszam, zapomniałem. Christelle, nie Elle - Hunt odezwał się ponownie, a spojrzenie dziewczyny momentalnie stwardniało, gdy usłyszała drwinę w jego głosie.
- Czego chcesz, Hunt? - Pytany chwilowo zignorował dziewczynę, przenosząc uwagę na siedzącego obok kierowcę.
- Jak mogłem zapomnieć, że zaszczyt używania tego zdrobnienia mają nieliczni...? Prawda, Takahashi? - Ku zadowoleniu nastolatki teraz to Hunt został zignorowany. Jednak nie przejął się tym zbytnio i ponownie zwrócił do niej. - Pozwól, że ponowię pytanie, Christelle. Czy jesteś pewna?
- Nie wiem, o co ci chodzi - odparła spokojnie, udając głupią, co było świetnym rozwiązaniem, jeśli nie potrafiło się odpowiedzieć na zadane pytanie.
- Więc pewnie chcesz, żebym rozwinął nieco myśl? - spytał znowu Hunt z drwiącym uśmieszkiem przyklejonym do twarzy, co było wybitnie irytujące. Dziewczyna tym razem nie odpowiedziała, starając się rozplątać kabel słuchawek i jednocześnie zastanawiając się, jak Henry wytrzymuje ze swoim współpracownikiem dzień w dzień. - Jak sobie życzysz. - Ten facet był jedyną znaną Christelle osobą, która miała tak wyrośnięte ego, że odpowiadała sobie na własne pytania. - Czy jesteś pewna, co do swojej decyzji dotyczącej braku współpracy z nami? - ponowił pytanie w momencie, gdy brunetka wkładała słuchawki do uszu, jednocześnie puszczając muzykę najgłośniej jak się dało. Teraz mogła z pełną premedytacją nie reagować na jego słowne zaczepki. Minęło dobre kilka minut zanim Hunt uświadomił sobie, że dziewczyna nie zamierza zwrócić na niego uwagi. Jednak nie był tak bystry, za jakiego się uważał...
Tak jak przewidział Henry, na miejscu byli po niecałych trzech godzinach. Christelle znowu była w kiepskim humorze. Bateria z odtwarzacza rozładowała jej się pół godziny wcześniej i musiała udawać, że słucha muzyki, podczas gdy Hunt cały czas gadał.
Henry przystanął na podjeździe należącym do ośrodka i, zanim jego pasażerka zdążyła się ruszyć, wysiadł i otworzył jej drzwi.
- Dzięki - mruknęła wychodząc i zarzucając plecak na ramię. Mężczyzna podszedł do bagażnika, podczas gdy jego przyjaciel złorzeczył na swój telefon, który nie łapał sygnału. Gdy walizka dziewczyny stanęła na ziemi, stało się jasne, że tu się rozstaną.
- Czas się pożegnać - powiedział entuzjastycznie Hunt, chowając komórkę do kieszeni. - Znowu - dodał z rozbawieniem. – Ale wiesz, to wcale tak nie musi być. Jedno twoje słowo i załatwimy ci powrót do domu – powiedział, podchodząc bliżej. Szczerze mówiąc nie spodziewał się, że dziewczyna zmieni jednak zdanie, ale musiał zapytać.
- Nic z tego. Dobrze wiesz, dlaczego nie mogę - odparła, zwracając swoją twarz ku dużemu, czteropiętrowemu i dobrze oświetlonemu budynkowi za wysokim ogrodzeniem. Nie podobało jej się tu, ale to może tylko ciemność nocy sprawiała, że otoczenie wyglądało tak złowrogo i zniechęcająco...? Hunt wzruszył ramionami na jej słowa, niezbyt przejęty brakiem chęci współpracy dziewczyny. Znał jej powody, ale jednak miał nadzieję, że Takahashiemu uda się zmienić jej zdanie.
- Jak wolisz. To do następnego razu, Elle - rzucił i zniknął we wnętrzu samochodu, po drodze rzucając wspólnikowi szybkie spojrzenie. Henry bez słowa podniósł walizkę dziewczyny i razem z nią ruszył ku bramie, gdzie po lewej stronie stała budka ochroniarska. W okienku powitała ich kobieta, z którą byli umówieni. Po krótkim załatwieniu wszystkich formalności przeszli razem do głównego budynku.
Christelle został przydzielony pokój na drugim piętrze, w zachodnim skrzydle ośrodka, więc to tam skierował się Henry, niosący bagaż dziewczyny. Pokój nie był duży, ale przytulny, co mężczyzna pozwolił sobie zauważyć, wiedząc, że dziewczyna do niczego sama nie podejdzie optymistycznie, chyba że się ją do tego nieco zachęci.
- Bądź grzeczna - powiedział na odchodne, stawiając walizkę przy łóżku. I wcale nie zabrzmiało to protekcjonalnie. Brunetka skinęła głową.
- Do zobaczenia, Henry - powiedziała.
- Wolałbym nie, Christelle - odparł mężczyzna, patrząc na nią znacząco. Wydawał się nieco zmieszany tą całą sytuacją. Wiedział, że jego pracodawcy woleliby mieć dziewczynę na oku, zamiast w zamkniętym ośrodku. On jednak dobrze wiedział, że będzie lepiej (nie tylko dla niej), jeśli zostanie właśnie tutaj.
- Masz rację - zgodziła się momentalnie, ale wiedziała, że pewnie tego nie unikną. A to będzie jej wina. - Więc żegnaj.
***
- Myślisz, że jednak zmieni zdanie? - spytał Hunt, gdy drzwi samochodu zatrzasnęły się za Takahashim.
- Myślisz, że powinna? - odparł Henry i westchnął ze zmęczeniem. - Tak, myślę... wiem, że pewnie do tego dojdzie. Nie będzie miała wyjścia - dodał, a Hunt spojrzał na niego pytająco. Jego partner rzadko okazywał takie zdecydowanie. Chyba, że był pewny swego. – Po tym, co się ostatnio działo w LA nie ma już wątpliwości co do tego, kto wygrywa tę wojnę. Elle wie, że aby przechylić szalę na dobrą... hmm... może nie dobrą, ale tą bardziej odpowiednią stronę, będzie się musiała opowiedzieć po stronie... cóż, zła.
- Masz zamiar coś zrobić, by ją powstrzymać? – spytał Hunt, a Henry zawahał się na moment. Znali się przecież od lat i wiedział, że mógł mu ufać. Czemu więc nie chciał powiedzieć tego na głos? - Daję im tydzień - powiedział po chwili Hunt, ignorując milczenie wspólnika, a Henry uniósł brwi w niemym pytaniu, jednak widząc szczerzącego się kolegę przewrócił oczami. - Więcej nie zdołają jej tu przetrzymać, a potem do akcji znowu wkroczymy my! Nie wiem jak ciebie, ale mnie to nawet bawi - stwierdził, a Henry odpalił silnik.
- Co powiesz na zakład?
***
Nastrój Christelle nawet w połowie nie był tak radosny, jak Hunta. Gdy rok temu jej całkiem spokojne życie zakłóciło pojawienie się tych dwóch agentów FBI, myślała, że to tylko tymczasowe turbulencje. Okazało się jednak, że to płonne nadzieje. Jej świat obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni, a ona nic nie mogła na to poradzić.
Oparła się o parapet okna, obserwując czarny samochód, opuszczający tereny ośrodka i westchnęła cicho, pozwalając sobie tylko na ten krótki moment słabości. Gdyby tylko wiedzieli... Chciała wierzyć, że agenci specjalni Takahashi i Hunt, z którymi, teoretycznie, współpracowała, pomogliby jej wykręcić się z tego, w co się wplątała.
W danym momencie nie mogła jednak pozwolić, na pogrążenie się w pełnych nadziei myślach, bo ludzie, dla których pracowała byli nie tylko wysoce nerwowi (czyli niebezpieczni), ale także niecierpliwi. Teraz, gdy dzięki ich planowi, znalazła się w Bedlam, wszystko miało być dużo prostsze. Odnaleźć, zdobyć zaufanie i zlikwidować. 
Jak to się stało, że nalazła się w tej popapranej sytuacji? Ano zaczęło się tak:
Prawie dokładnie rok wcześniej...

6 comments:

  1. Pierwsze wrażenie i myśl: To będzie coś niebanalnego! :) Ekstra! Poza tym: bardzo ładny szablon, dobrze się czyta, estetyczny, no i co najważniejsze dla mnie... Opowiadanie jest autorskie i na dodatek z ładnym językiem. Niewiele takich w blogosferze.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Hej, Z.ola, dzięki, że wpadłaś. Cieszę, się, że zdecydowałaś się tekst przeczytać od początku, a miłe słowa na temat szablonu brzmią świetnie, szczególnie, że to jeden z pierwszych, które sobie sama stworzyłam ;)

      Delete
  2. Zaczyna się świetnie! Król Piekieł? Zastanawiam się, czy to pseudonim, czy jednak nie :D Podoba mi się jak budujesz charakter postaci, na pierwszy rzut oka widać, że się od siebie różnią i nie są płaskie, co często się zdarza :D

    ludzki-aniol.blogspot.com
    Zapraszam również do mnie :)

    ReplyDelete
  3. Mam mindfuck, ale czytam dalej. Jest to ciekawe.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Powinnam chyba tu takie wyparcie odpowiedzialności zostawić gdzieś w razie wypadku, gdyby Pan Kot rzeczywiście stracił rozum z powodu wyżej wymienionego xD
      Swoją drogą, to opko jest bardzo niedopracowane więc ten, don't judge me ^^

      Delete

^